Znaczny odsetek ludności wschodnich województw RP stanowiły mniejszości narodowe, a w niektórych – wołyńskim, stanisławowskim, poleskim – Polacy znajdowali się w mniejszości. Narodowości zamieszkujące tę część kraju zazwyczaj okazywały radość z wkroczenia wojsk sowieckich (w wielu miejscowościach stawiano bramy powitalne) i satysfakcję z przegranej przez Polaków wojny.
Szczególnie dostrzegalne było to w miasteczkach kresowych zamieszkiwanych przez ludność żydowską, różniącą się od innych mieszkańców wyglądem zewnętrznym, strojem, sposobem bycia, zwyczajami, dlatego bardziej zwracającą uwagę swoim zachowaniem. W rzeczywistości podobną postawę prezentowały również mniejszości białoruska i ukraińska, uznające wkroczenie Armii Czerwonej za zmianę na lepsze. Wynikało to z toczącego się konfliktu narodowościowego i społecznego z Polakami, niechęci do polskich rządów, słabej świadomości obywatelskiej, biedy, która kazała wierzyć w sowieckie deklaracje propagandowe o wprowadzeniu równości społecznej, konformizmu oraz nieznajomości prawdziwych warunków życia w ZSRS. Ukraińcy liczyli ponadto na uzyskanie większej autonomii niż w państwie polskim lub wręcz poważniejszych wpływów politycznych.
Niechęć przybierała postać jawnej agresji, inspirowanej czasami przez wkraczających Sowietów. Zdarzały się wypadki zabijania żołnierzy, ziemian i osadników polskich, wystąpień przeciw administracji i napaści na mniejsze oddziały wojska. W Mokranach na Polesiu grupa wziętych do niewoli przez Armię Czerwoną oficerów Flotylli Pińskiej została przekazana lokalnej bojówce i rozstrzelana. Przychylność mniejszości narodowych i udział ich przedstawicieli w sowieckich strukturach administracyjnych znacząco ułatwiły władzom okupacyjnym realizację prześladowań Polaków.
W pierwszych tygodniach rządów władze sowieckie zakazały używania języka polskiego w urzędach, usunęły polskie nazwy ulic, wprowadziły własne programy nauczania w szkolnictwie i zlikwidowały Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie; w jego miejsce utworzono ukraińską uczelnię im. Iwana Franki.
Pierwszą decyzją sowiecką było przygotowanie wyborów do zgromadzeń ludowych Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi, jak w języku komunistycznej propagandy nazywano wschodnie województwa Polski. Głosowanie, które miało przesądzić o dalszym losie wschodnich ziem RP, poprzedziła kampania wyborcza, pozwalająca jednocześnie poznać komunistyczne rozumienie praw obywatelskich i zasad demokracji.
We wszystkich miejscowościach organizowano wiece, na których namawiano do powszechnego udziału w głosowaniu i wybierano kandydatów do zgromadzeń, w rzeczywistości wyznaczonych wcześniej przez władze okupacyjne. W czasie zebrań mówiono o rzekomo ciężkich warunkach życia codziennego w przedwojennej Polsce i przeciwstawiano je dobrobytowi panującemu w ZSRS. Twierdzono, że w państwie sowieckim wiele towarów jest bezpłatnych, np. wydobywany w kopalniach cukier. Zamożności społeczeństwa ZSRS nie potwierdzał jednak powszechny rabunek mienia, w tym przedmiotów codziennego użytku, dokonywany przez funkcjonariuszy sowieckich na okupowanych terenach.
Jednym z absurdów sowieckiej propagandy było np. mówienie na zebraniach przedwyborczych, że wybory będą prawdziwie wolne, gdyż każdy obywatel dysponuje jednym głosem, podczas gdy w przedwojennej Polsce posiadacz dolarów rzekomo mógł ich oddać więcej. Nachalnej agitacji nie dało się praktycznie uniknąć. Jeżeli ktoś zignorował zaproszenie na zebranie, stosowano perswazję administracyjną i rozmaite szykany: pogróżki, rewizje i wybijanie szyb w mieszkaniach; zdarzały się podpalenia i bicie opornych.
W większości wypadków wybór polegał na przedstawieniu kandydata na zebraniu, po czym nie poddawano jego kandydatury głosowaniu, lecz zawsze stawiano pytanie: kto jest przeciw. Obawa przed prześladowaniami sprawiała, że zwykle nikt się w takiej sytuacji nie odzywał. Kandydaci do zgromadzeń byli często sprowadzani z ZSRS i nieznani lokalnej społeczności. Znajdowali się wśród nich również miejscowi komuniści, przedstawiciele lokalnej biedoty i marginesu społecznego. W jednej ze wsi na Wołyniu kandydatem okazał się uwolniony z polskiego więzienia przedwojenny koniokrad. Chłopi powiedzieli o tym sowieckiemu urzędnikowi, zachwalającemu zalety złodzieja. Niezrażony urzędnik odparł, że kradł on, ponieważ w Polsce panował głód (nie przekonało to chłopów, którzy znali złodzieja i wiedzieli, że był to jego sposób życia).
Po 17 września 1939 r. do niewoli sowieckiej dostało się 18 tys. oficerów Wojska Polskiego. Znaczną część uwięzionych stanowili oficerowie rezerwy, powołani do wojska w chwili wybuchu wojny. Większość jeńców należała do polskiej inteligencji.
Wybory odbyły się 22 października 1939 r. Bardzo trudno było uniknąć udziału w głosowaniu, nie narażając się na represje. Podobnie jak zebrania przedwyborcze wybory nie były przymusowe, władze sowieckie miały jednak dość środków, by przypominać ociągającym się o ich „obywatelskim obowiązku”. Na głosujących, którzy swój sprzeciw mogli wyrazić jedynie przez skreślenie nazwisk kandydatów, wywierano presję, by głosowali jawnie – nazwiska oddających głosy w kabinach odnotowywano. W niektórych lokalach dawano karty w zaklejonych kopertach, żądając, by nie niszczyć kopert. Wyborca nie mógł więc w ogóle zagłosować inaczej niż wrzucając kartę bez skreśleń, czyli akceptując kandydatów. W innych lokalach karty ze skreśleniami niszczono i zastępowano czystymi. W Lidzie urzędnik sowiecki stwierdzał, że istnieją wrogowie narodu, którzy będą skreślać przedstawicieli ludu, dlatego skreślenia nie będą brane pod uwagę.
Zgodnie z wynikami podanymi przez władze sowieckie frekwencja wyborcza wyniosła blisko 95 proc. uprawnionych, z czego 90 proc. poparło kandydatów do obu zgromadzeń. Na pierwszych posiedzeniach w końcu października 1939 r. zwróciły się one do Rady Najwyższej ZSRS z prośbą o przyłączenie do Związku Sowieckiego, na co wyrażono natychmiastową zgodę. Z tej okazji Mołotow wygłosił słynne przemówienie, w którym powiedział, że wystarczyło krótkie uderzenie wojsk niemieckich i Armii Czerwonej, by nic nie pozostało z Polski – „tego bękarta traktatu wersalskiego”, i „każdy musi zrozumieć, że o przywróceniu dawnej Polski nie może być mowy”. Odtąd władze sowieckie zawsze powoływały się na rzekomo suwerenną wolę mieszkańców tych ziem, wyrażoną w październikowym głosowaniu. Konsekwencją wcielenia wschodniej Polski do ZSRS było narzucenie wszystkim jej mieszkańcom obywatelstwa sowieckiego.
Aresztowani i deportowani
W pierwszych tygodniach rządów władze sowieckie zakazały używania języka polskiego w urzędach, usunęły polskie nazwy ulic, wprowadziły własne programy nauczania w szkolnictwie i zlikwidowały Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie; w jego miejsce utworzono ukraińską uczelnię im. Iwana Franki (pozostawiono natomiast część polskich profesorów). Dokonano wymiany pieniądza, podobnie jak pod okupacją niemiecką, po niekorzystnym kursie, co przyczyniło się do powszechnego ubóstwa.
Od grudnia 1939 r. zaczęły się masowe aresztowania przedstawicieli polskich elit. Część więziono na terenie okupacji sowieckiej, innych wywożono do obozów (łagrów) na północy ZSRS – w Republice Komi, w rejonie Workuty nad rzeką Peczorą i na półwyspie Magadan nad Kołymą. Kierowano ich do przymusowej pracy w przemyśle wydobywczym. Więźniowie przebywali w warunkach, które w większości wypadków prowadziły do śmierci lub zagrażały życiu. Zmuszani do pracy ponad siły, głodzeni, mieszkający w fatalnych warunkach i bez opieki medycznej, zapadali na choroby zakaźne. W obozach nad Kołymą z kilkunastu tysięcy Polaków, zesłanych do tamtejszych kopalni złota, niemal wszyscy zmarli w ciągu półtora roku.
Zamordowanie oficerów przez Sowietów nastąpiło w tym samym czasie, gdy Niemcy na okupowanym przez siebie obszarze prowadzili Akcję A-B, podczas której rozstrzelano kilka tysięcy przedstawicieli polskiej inteligencji.
Powszechniejszą formą represji stały się deportacje, czyli nagłe i masowe przesiedlenia obywateli polskich do odległych rejonów ZSRS. Dotknęły one głównie Polaków, w pewnym stopniu Żydów (ponad 20 proc.) – uciekinierów z ziem zajętych przez Niemców, w mniejszym zaś Ukraińców i Białorusinów. Pierwsza deportacja odbyła się w lutym 1940 r. i objęła rodziny osadników wojskowych oraz służby leśnej. Dwa miesiące później wywieziono rodziny oficerów WP. Trzecią wywózkę, która objęła w większości Żydów, zorganizowano latem, a ostatnią w przededniu wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej. Łącznie zesłano nie mniej niż 325 tys. osób. Władze sowieckie wywoziły obywateli polskich w nieogrzewanych wagonach towarowych, pozbawionych podstawowych warunków sanitarnych; deportowani otrzymywali głodowe racje żywnościowe. Zesłańcy trafiali przede wszystkim do Kazachstanu i na wschodnią Ukrainę, gdzie zmuszano ich do niewolniczej pracy w kopalniach.
Kaźń oficerów
Po 17 września 1939 r. do niewoli sowieckiej dostało się 18 tys. oficerów WP. Reprezentowali oni wszystkie służby i stopnie wojskowe (znajdowało się wśród nich dwunastu generałów). Znaczną część uwięzionych stanowili oficerowie rezerwy, powołani do wojska w chwili wybuchu wojny. Większość jeńców należała do polskiej inteligencji: byli lekarzami, prawnikami, urzędnikami państwowymi i samorządowymi, nauczycielami szkolnymi i akademickimi, inżynierami, literatami, dziennikarzami, ziemianami, działaczami politycznymi i społecznymi. W obozach znaleźli się również przedstawiciele duszpasterstwa wojskowego różnych wyznań: kapelani katoliccy, prawosławni, mojżeszowi, protestanccy. Do końca października 1939 r. NKWD umieściło oficerów polskich w obozach w Kozielsku (na południowy wschód od Smoleńska) i Starobielsku na wschodniej Ukrainie, nad rzeką Ajdar. Natomiast w obozie na wyspie na jeziorze Seliger, w pobliżu Ostaszkowa, uwięziono funkcjonariuszy Policji Państwowej, Policji Województwa Śląskiego, Straży Granicznej, żandarmerii, więziennictwa, urzędników sądowych, oficerów Korpusu Ochrony Pogranicza oraz grupę ziemian i osadników wojskowych.
3 kwietnia 1940 r. z Kozielska wywieziono pierwszą grupę jeńców, a w następnych dniach – kolejne. Polskich oficerów przewożono koleją do stacji Gniezdowo pod Smoleńskiem, a stamtąd autobusami więziennymi do ośrodka wypoczynkowego NKWD w pobliżu Katynia. Po przywiezieniu do lasku katyńskiego jeńcy byli mordowani strzałem w tył głowy.Oficerów z obozu w Ostaszkowie zabijano w siedzibie NKWD w Kalininie (obecnie Twer) i grzebano w Miednoje, jeńców ze Starobielska mordowano w Charkowie, a ich zwłoki ukryto w Piatichatkach, na obszarze obecnej VI Strefy Parku Leśnego w Charkowie. Ocalało około 440 jeńców, których przewieziono do obozu w Griazowcu. Ofiary mordów dokonanych na dzisiejszej Ukrainie grzebano w lesie Bykownia w Kijowie. Nieznane jest miejsce pogrzebania ofiar z terenu Białorusi (przypuszczalnie są to Kuropaty – obecnie przedmieścia Mińska). Zamordowanie oficerów WP nastąpiło w tym samym czasie, gdy Niemcy na okupowanym przez siebie obszarze prowadzili Akcję A-B, podczas której rozstrzelano kilka tysięcy przedstawicieli polskiej inteligencji.
Fragment podręcznika IPN Od niepodległości do niepodległości. Historia Polski 1918–1989 (2014).
Całość publikacji dostępna w portalu polska1918-89.pl
oraz w wersji drukowanej w księgarni internetowej ipn.poczytaj.pl