Stamtąd osoby uznane za zdolne do pracy wywożono na roboty do Niemiec, do obozów pracy lub koncentracyjnych. Niewielką część starych i chorych zwolniono. Pozostałych przewożono, w urągających godności ludzkiej warunkach, do różnych miejscowości na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Stan fizyczny i psychiczny wysiedlonych był zazwyczaj zły, a sytuacja materialna katastrofalna. Większość opuszczała miasto w pośpiechu, jedynie z tym, co udało się unieść na plecach. Wielu było chorych i rannych. Spośród przebywających na terenie Generalnego Gubernatorstwa warszawiaków, których liczbę szacuje się na 650 tys., około 600 tys. musiało korzystać z opieki społecznej.
Warszawiacy w Krakowie
Fala popowstańczych uchodźców napłynęła także do Krakowa i okolicznych miejscowości. W dystrykcie krakowskim zostało rozlokowanych około 100 tys. wysiedlonych ze stolicy, a przez sam Kraków przewinęło się ich od 35 do 40 tys. Warszawiacy stanowili kolejną, jak się okazało, ostatnią w czasie wojny, dużą grupę przesiedleńców. Adam Ronikier odnotował:
„Kraków tymczasem napełniał się po brzegi napływającymi z Warszawy uciekinierami. Każdy wyobrażał sobie, że tam jedynie znajdzie jakiś przytułek, zatrudnienie lub co najmniej opiekę. Nie liczono się, a raczej nie zdawano sobie sprawy, że właśnie Kraków stał się już od dłuższego czasu miastem do niemożliwego stopnia przeludnionym, że w nim skoncentrowane były władze wszelkiego autoramentu, że wreszcie przewidywanym był jako punkt oparcia dla wojska […], a także z tymi celami związanego wysiedlenia wszystkich nie mających specjalnego powodu do przebywania w tym mieście. Zameldowanie i otrzymanie prawa zamieszkania, chociażby nawet czasowego, było związane z tysięcznymi formalnościami i nieraz zupełnie niemożliwe do uzyskania. Niemniej, a może tym bardziej te mieszkania, które były nie zapełnione po brzegi, wypełniały się szybko, a każdy z nas, który miał dużo znajomych, a przede wszystkim nie miał serca odmówić, gdy jeszcze miał chociażby kawałek podłogi na ułożenie się na noc, chętnie tym służył.”
Rola krakowskiego PolKO
Znalezienie dachu nad głową dla ludności ewakuowanej z Warszawy było jedną z najbardziej palących, a jednocześnie najtrudniejszych kwestii. Organizacją pomocy zajęła się Rada Główna Opiekuńcza (legalnie działająca polska organizacja charytatywna) i jej lokalna agenda Polski Komitet Opiekuńczy Kraków-miasto (PolKO). Uchodźcy umieszczani byli w przejściowym domu noclegowym przy ul. Lubicz oraz w specjalnych schroniskach m.in. przy ulicach Starowiślnej, Dietla, Krakowskiej i Pędzichów. Schronienie uzyskiwali w i tak już przepełnionych klasztorach oraz domach prywatnych. PolKO zorganizował punkt dworcowy, gdzie udzielano pierwszych informacji i wydawano gorące posiłki. Punkt kierował wysiedleńców do schronisk i szpitali, wypłacał zasiłki na zakup biletów kolejowych, wydawał paczki żywnościowe. Na terenie miasta otworzono dla uchodźców 14 kuchni ludowych, w których tylko w październiku wydano ponad 122 tys. posiłków. Wobec ogromu potrzeb PolKO zainicjował prace specjalnych referatów opiekuńczych, które miały nieść pomoc w ramach solidarności zawodowej. Jej celem było zdobycie funduszy „na pomoc dla ewakuowanych kolegów zawodowych […] otoczenie przyjeżdżających bezpośrednią opieką, pomoc przy znalezieniu zatrudnienia”.
W dystrykcie krakowskim zostało rozlokowanych około 100 tys. wysiedlonych ze stolicy, a przez sam Kraków przewinęło się ich od 35 do 40 tys. Warszawiacy stanowili kolejną, jak się okazało, ostatnią w czasie wojny, dużą grupę przesiedleńców.
Zajęto się także osobami potrzebującymi szczególnej troski – pacjentami ewakuowanymi z warszawskich szpitali i dziećmi pozostawionymi bez opieki. W tę ostatnią akcję była szczególnie zaangażowana Hanna Chrzanowska – ogłoszona niedawno błogosławioną – która dokładała wszelkich starań, by doświadczone przez wojnę dzieci trafiały w dobre ręce. RGO pośredniczyła w poszukiwaniu zaginionych osób prowadząc specjalną kartotekę i rozsyłając zapytania do swoich placówek. W celu zapewnienia środków pomocy skutecznie zabiegała o wsparcie międzynarodowe, a lokalnie odwoływała się do ofiarności krakowian.
Apele o pomoc
Potrzeby były ogromne. Arcybiskup Adam Sapieha wezwał diecezjan do wsparcia warszawiaków specjalną odezwą. O pomoc apelowało podziemie. Apelowały, o ironio, także władze okupacyjne, co spotkało się ze zrozumiałym oburzeniem: „Ci Niemcy, którzy z Warszawy pędzą wszystkich bez żadnych rzeczy, zabierając im całe mienie […] mają cyniczną i obłudną odwagę apelować do nas o pomoc” – zapisał w dzienniku Edward Kubalski.
Skala pomocy, choć imponująca, z pewnością nie zaspokajała realnych potrzeb, ani nie sprostała skali oczekiwań. Trwająca od pięciu lat wojna odcisnęła piętno na kondycji materialnej mieszkańców Krakowa, których pokaźna część również korzystała z pomocy charytatywnej. Na trudną sytuację lokalową i zaopatrzeniową nałożyły się wzajemne krakowsko-warszawskie animozje wynikające z różnic mentalności i odmiennych okupacyjnych doświadczeń. Toteż w swojej odezwie arcybiskup Sapieha zwracał się także do uchodźców:
„Zapewne to, co znajdziecie w waszej tułaczce, nie będzie mogło dorównać temu, coście mieli w domu, tego wam ludność nasza dostarczyć nie będzie mogła. […] Nie żądajcie rzeczy niemożliwych”.
Jednocześnie władze polskiego podziemia przypominały: „pomoc dla Warszawy to nie jałmużna”.
Film o losie mieszkańców Warszawy wygnanych przez Niemców w trakcie Powstania Warszawskiego i po jego zakończeniu w październiku 1944 roku